Zdarza się, że prawie cała sesja Cellular EFT płynie bez pomocniczych rundek, tylko na jednym punkcie, punkcie Gamma, w kontakcie z sobą i w przyzwoleniu na to, co przychodzi – bez analizowania i filtrowania pojawiających się myśli.
Proste pytania i proste, jakże trafne odpowiedzi, które uświadamiają i transformują przynosząc zrozumienie, ukojenie i spokój.
Tak było i tym razem:
– Jak się czujesz w ciele?
– Lekko, w oczekiwaniu.
– Na co?
– Na wzniesienie się, … żeby latać.
Czuję, jakbym unosiła ręce, ale u ramion mam jakieś ciężarki.
– Z czym ci się kojarzą?
– Są jak woreczki z piaskiem, jak balast przy koszu pod balonem.
Stoję w koszu, który unosi się lekko nad ziemią, ale jest przytrzymywany przez liny.
– Co to jest?
– Strach.
– Przed czym?
– Przed samotnością w przestworzach.
Tam jest wolność i nieograniczona przestrzeń, ale nie ma ludzi. Widzę inne balony, ale każdy jest tam sam
…
Na ziemi jest tylu ludzi, ale w tych balonach są ci właściwi, właściwsi dla mnie…
Po chwili refleksji klientka kontynuuje:
– Czuję, że to, co najważniejsze i tak dzieje się we mnie w środku i tym właśnie jest ten kosz. Byciem w sobie.
Gdy ogrzanego powietrza… Miłości! jest wystarczająco dużo, to balon sam się unosi a trzymające od dołu liny pękają.
To pocieszające, gdy się tak na to popatrzy…
– Potrzebujesz teraz w tym pobyć?
– Tak. Dobrze mi w tym, co teraz czuję.
Pracowałyśmy później dalej, na poziomie symboli i metafor; czuło się w tym jednocześnie lekkość i głębię procesu.
Piękna to była praca.
I mówiąc szczerze, takich sesji jest w mojej praktyce coraz więcej. Jakbyśmy byli gotowi na przyjmowanie tego co prawdziwe wewnątrz i na zewnątrz nas już bez potrzeby nieustannego nurkowania w emocjonalnym szambie.
*Opis sesji Cellular EFT opublikowany za zgodą klientki.